Podróż zaczęliśmy planować z Beti tuż przed Bożym Narodzeniem 2009. Nie wiedzieliśmy jaki kraj wybrać na pierwszą samodzielną podróż poza Europę no poza odwiedzinami rodzinki w Kanadzie. Marzeniem Beti było zobaczyć plażę z białym piaskiem.
Po lekturze Geoblogu i wskazówkach Desti z poratlu Wizaż padło na Tajlandię. Zadecydowały wypowiedzi, że Tajlandia jest bezpiecznym krajem i nastawionym na turystykę, i że nie ma problemu z komunikowaniem się w j. angielskim.
No i nadszedł upragniony dzień wylotu brrrrrrrrrrrrrr. Nie nawidzę latać samolotami, ale nie mam wyboru. Ciekawość świata przezwycięża mój strach, który pojawił się gdzieś w okolicach mojego 35-go roku życia. Czy jest to spowodowane tym, że bardzo kocham życie? Nie byłem jeszcze u psychologa z tym problemem, ale może już na to czas? Zawsze tłumaczę sobie przed wejściem do samolotu, że tak rzadko samoloty spadają na ziemię, ta prawda nie trafia jednak do mnie i mnie nic a nic nie uspakaja. W tym dniu jeszcze nie wiem co wydarzy się podczas mojej wizyty w Tajlandii.
Trasa nasza do Tajlandii prowadzi przez Kijów. Tanie bilety ok 2600,00 PLN/ os. zadecydowały o wyborze trasy. Po nadaniu bagażu na lotnisku poszliśmy z Beti na zakupy do strefy bezcłowej. Beti tak się zatraciła w zakupach, że nie zauważyliśmy, iż naszedł czas zameldowania się przy Gejcie. Nagle rozległ się głos w megafonach wypowiadający nasze nazwisko. Więc z językiem na brodach zaczęliśmy wyścig z czasem, szybka odprawa paszportowa i bieg o wszystko, oczami wyobraźni już widziałem, że się spóźnimy na samolot i że wczasy szlag trafi. Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Specjalnie wysłali po nas mały busik. Ufffff, zapakowaliśmy się do jakiegoś małego ukraińskiego Iliuszyna linii Aerosvit.i poszybowaliśmy do Kijowa.