Z hotelu odbiera nas busik wcześniej zamówiony w biurze turystycznym. Nasłuchałem się różnych opinii o samolotach w odległych regionach świata. Obawiałem się, że przyjdzie nam lecieć jakimś rupciem, ale samolocik przerósł nasze oczekiwania. Przed startem z głośników wydobywała się muzyka relaksacyjna, z pod sufitu zaczęła się wydobywać para nawilżająca o przyjemnym zapachu, a widok powabnych stewardes z Air Asia dopełnił moje przekonanie, że jestem w dobrych rękach.
Lądując widzimy lasy palmowe, spieczoną ziemię oraz błękit Morza Adamańskiego.
Z lotniska jedziemy autobusem do Ao Nang. Po drodze na wysokiej stromej skale widzimy świątynię. Ciekawe jak tam się można dostać? Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że będzie to moja osobista Golgota.