Pierwsze wrażenia poza nami. Przed nami jeszcze parę tysięcy kilometrów. Więc nie ma czasu na zabawianie w jednym miejscu zbyt długo. Jedziemy do Grand Canyonu. Po drodze zahaczamy o historyczny odcinek drogi 66. Cóż ,amerykański kicz. Zresztą załączone zdjęcia oddają to w całej okazałości. Po drodze pierwsi prawdziwi Amerykanie sprzedający swoje rękodzieło. Kiczowate zajazdy, reklamy. U nas w Polsce też zresztą takich nie brakuje. Wszystko to jednak rekompensują widoki. Skały o innych niż w Polsce kolorach, niesamowite przestrzenie, drogi bez końca, przepiękne zachody słońca. No i Grand Canyon. Cóż można powiedzieć mądrego o tym miejscu? Rzeczywiście wielki, przepiękny, bezkresny. Stojąc na jego brzegu czujemy naszą małość wobec jego ogromu. Pierwsze spojrzenia zapierają dech w płucach. Szkoda, że nie mogę zejśc na dół ((((. Pobyć trochę sam na sam z tym potworem było by czymś niesamowitym. Na górze trochę dużo turystów. NIe mogę mieć jednak wszystkiego. Może kiedys jeszcze raz tu przyjadę?
Jednak plan pobytu w USA jest za intensywny, większość czasu spędzamy w Camperze. Za mało czasu na poznanie tych miejsc...