W koncu wychodzimy z hotelu ok 18-stej. Glod daje sie we znaki, postanawiamy zajsc do gruzinskiej restauracji. Uwielbiam gruzinska kuchnie, ktora mnie nigdy nie zawiodla. I tym razem jemy przepyszna hacapurie popijajac lemoniada z lodem. Koszt obiadu to 1200 rub. x 0,08 PL. "Do kotleta" przygrywa elektroniczna muzyka i piosenkarz o urodzie gruzina, ktorego repertuar jest raczej rosyjsko-miedzynarodowy.
Jedziemy metrem na stacje kurska, przesiadka i wysiadamy na placu rewolucji. Przechodzimy obok dawnego muzeum Lenina i wchodzimy przez brame glowna na Plac Czerwony. Jest juz ok. 19-stej. Plac zastawiony trybunami i rusztowaniami. Wlasnie trwaja przygotowania do parady orkiestr. Nie mozna podejsc do mauzoleum Lenina, nad czym jednak nie ubolewam. Nie zamierzam dofinansowywac Towarzysza Lenina. ;-). Idzemy za morzem ludzi, dochodzimy do, podejrzewam, najczesciej fotografowanej cerkwii w Rosji do "Soboru Wasyla Blogoslawionego". Wielosc kolorow przyciaga wzrok, kusi swoimi formami..., "obfotografuje" ja z kazdej strony. Powoli zapada zmrok, w poblizu mury Kremla. Bramy Kremla zamkniete o tej godzinie na cztery spusty. Moze w drodze powrotnej uda sie dostac do srodka?
Za Placem Czerwonym i Soborem Wasyla... rozciaga sie nowo urzadzony park, ktory siega az do nowoczesnej sali koncertowej, ktorej czesc przykrywa pagorek, na ktorego wierzcholku stoi rzezba tulipana. Z lawek mozna podziwiac panorame miasta. Jeszcze spacer po kladce wiszacej nad rzeka Moskwa. Przecudny wieczor, zachod slonca, cieplo, rzeka. Na podescie ponizej tancza pary, amatorzy i polprofesjonalisci. Chce sie tam byc, nie chce sie wracac do hotelu.