W Baku czuję się już prawie jak w domu. Angela z Ramizem czekała na mnie na lotnisku. Lądowalem o 3:25 w nocy. Termometry pokazywały 26 stopni. Ramiz przyjechał swoim ukochanym dziesięcioletnim Mercedesem :-). Tu kochają duże samochody, które przedkładają nad inne dobra materialne. Czemu mnie nie kręcą w ogóle samochody? Czy coś ze mną nie tak ;-)? Azerbejdżan stał się cenowo dużo bardziej przystępny niż przed 2 laty. Ropa potaniała, a jak wiadomo Azerbejdżan na ropie stoi. Wcześnij 1 manat (waluta obowiązujaca w Azerbejdżanie) wart był więcej niż 1 EUR. Ceny nie były zachęcające do zakupów. Dziś 1 manat to ok. 2 PLN. Za 2 pln można kupić 1 kg czereśni, moreli, śliw. Przepyszne!!!!!! Koszula ok 80 pln. Garnitur ok 300 pln. Więc nic tylko lecieć tu na wakacje:-). Kraj bezpieczny, mimo że panująca religia to Islam. Ale czemu ja łączę Islam z niebezpieczenstwem? Chyba ktoś mi wyprał mózg :-), Ludzie bardzo przyjaźni i uczynni.
Dziś formuła 1 na ulicach Baku. Ale hałas. W tv oglądało się o wiele ciekawiej niż przez dziurę w płocie ;-). Formuła 1 to bez wątpienia sport do tv!!! Zresztą jak większość Polaków fascynowała mnie przez krótki okres czasu, jak w bolidach zasiadał nasz Robert, Teraz to już pozostały wspomnienia i brak emocji, Baku może zrobić wrażenie na przyjezdnych. Już lotnisko mówi nam, że są tu pieniądze. Metro jest miejscami bardzo głęboko pod ziemią i jest jednym z najgłębszych na świecie. Samo miasto jednak w letnie dni męczy mnie, brak powietrza, chociaż morze tak blisko. Obowiązkowo odwiedziliśmy gruzińską restaurację i zjedliśmy hacapurie popijając czerwonym gruzińskim winem.
W jeden z czterech dni, które przewidziałem na tranzyt do Dagestanu, ciocia Anzhelii Larisa i jej mąż Vagif zaprosili nas do restauracji dla VIP-ów tzn. azerbejdzańskich oficjeli. W olbrzymiej restauracji byliśmy sami. Tańcowali przy nas kelnerzy, nakładając nam z półmisków na talerze. Baranina i wołowina przepyszne. Uczta dla podniebienia.