Do Dagestanu wybraliśmy się taksówką. Zapłaciliśmy ok. 90pln. W północnym Baku jest przystanek Shimahinka, z którego odjeżdzają taksówki w kierunku granicy z Rosją. Do granicy jest ok 210 km. prawie 2,5 h jazdy starym Mercedesem. O dziwo pracowała klimatyzacja. Mijamy bezkresne przestrzenie, spaloną ziemię, brzegi Morza Kaspijskiego. Dopiero w okolicach Cuby robi się bardziej zielono. W oddali majaczą góry Kaukazu. Kaukaz nęci swoja nieskażoną naturą. Góry. które nie są wydeptane przez turystów. Poznałem zaledwie ich przedsmak bedąc wczesniej w Xinaliq w małej górskiej osadzie. która położona jest na wysokości powyżej 3000 m.n.p.m.
Po dotarciu na przejście graniczne nad rzeką Samur rzucili się na nas od razu taksówkarze oferujący swoje usługi. Odmówiliśmy. Przy czym udzielała się dość mocno Anzhela. Dagestańcy zrugali ją uświadamiając jej, że kobieta nie powinna zabierać głosu w takich sytuacjach ;-). Ale była na nich zła. W końcu przeszliśmy na pieszo granicę, za którą w neutralnym pasie juz czekała marszrutka i tak tez my z nia potem czekaliśmy ok. 3 h, bo kierowca czekał na wiekszą ilość pasażerów. Żar lał się z nieba. Roztapialiśmy się powoli. W końcu doszła jakaś Ukrainka podróżująca z Baku i młody Azer. Kierowcą był Tatar, który był cholernie gadatliwy i miał miłe wspomnienia z czasów, kiedy był konsomołcem, Był nawet w Krakowie i zakochał się w Ewie. Polce, która pracowała w Banku. Niestety jak w większości takich przypadków miłości na odległość, nie przetrwała ona zbyt długo. Rozmawialiśmy na różne tematy. Między innymi na temat czystości. Pan ganił swoich rodaków, że śmiecą niemiłosiernie. Po chwili siegnął pod siedzienie przeklinąjac. że ktoś mu w samochodzie zostawił pustą butelkę. Po chwili bez namysłu otworzył okno samochodu i wyrzucił ją bez pardonu. Taki to z niego był ekolog :-).
Na granicy się naczekaliśmy. Trzeba było wychodzić z samochodu do kontroli, potem znów w inne miejsce, żeby podbić paszport. Pogranicznicy azerbejdżańscy i rosyjscy lekko głupieli widząc mój polski paszport i blokowałem okienka, bo gdzieś ciągle wydzwaniali, jakbym był niewiadonmo jakim dostojnikiem ;-). W końcu przejechaliśmy. Matuszka Rosija nas powitała. Stary VW Transporter miał zepsutą klimatyzację i zamiast zimnego powietrze gorące owiewało moje nogi. Na całe sczęście niebo zaczęło sie chmurzyć i zaczął padać deszcz. Powietrze nie było już tak gęste. Zaskoczyła mnie ilość winnic. Dopiero potem miałem okazję spróbować tutejszego wina. które niczym nie ustępuje francuskim, włoskim, czy tez chilijskim.
Czy Dagestan to prawdziwa Rosja?